Październik w tym roku...

wtorek, 27 października 2015
Jeszcze do niedawna moja tegoroczna jesień wyglądała głównie tak:


Gdyby nie ten klon za oknem, nie wiedziałabym jaka jest pora roku;)
Liczyłam na ciepłą jesień, na spacery z wózkiem, na ostatnie promienie październikowego słońca...
Tymczasem początek miesiąca spędziłam w domu, przy gorących kaloryferach, pijąc herbatę z domowym sokiem z malin, drzemiąc/karmiąc, próbując ogarnąć bałagan i siebie;)

Całe szczęście pogoda trochę się poprawiła i co parę dni udaje nam się wyjść na spacer...
Czasem całym "stadem", czasem same z Lucy:)









Taki jest nasz październik w tym roku...




Ludowy

piątek, 9 października 2015
Do zdjęć tego albumiku podchodziłam cztery razy - za każdym coś było nie tak - a to cienie kładące się na części fotografii, a to ogólnie za ciemne zdjęcia, których nie dało poprawić się w programie do obróbki, coś mi nie stykało z kompozycją... fatum normalnie... Z tych też nie jestem zadowolona, ale... basta, ile można...


Do albumu wkleiłam zdjęcia z naszego pierwszego roku z Ludo:)
Ludek jest jednym z ośmiorga rodzeństwa, które przyszło na świat w Katowicach 3 lutego 2014.
Osiem małych, głodnych kluseczek...




Bardzo lubię przeglądać te zdjęcia - przez ten pierwszy rok niemal nie zauważyliśmy, jak Ludek urósł, jak się zmienił, jak stopniowo wydłużała mu się trąba, jak mężniała sylwetka... W albumie widać:)

Zresztą, całkiem do niedawna był dla nas malutki... dopiero niedawno, kiedy przywieźliśmy Lucynkę do domu, na zasadzie porównania z Kruszynką zauważyliśmy, jak duży i umięśniony jest to pies... :)
Pierwszy dzień po powrocie ze szpitala był trudny - Ludo był bardzo zainteresowany kwilącym becikiem, chciał wąchać, lizać, skakać... niby wiedzieliśmy co robić, jak się zachować, żeby pies zaakceptował nowego członka rodziny, jednak w praktyce okazało się to bardzo trudne! Kiedy człowiek nabuzowany jest hormonami, pełen emocji związanych z pobytem w szpitalu i powrotem do domu, kiedy wszystko w tym domu stoi na głowie, a noworodek trzymany na rękach zaczyna płakać, a w tym samym czasie pies skacze w górę tak, że niemal dosięga mojej twarzy (a do niskich nie należę;)) to zaczyna robić się gorąco... całe szczęście trwało to niedługo, udało nam się jakoś opanować sytuację, choć do końca dnia Ludo patrzył na nas z wielkimi znakami zapytania w czarnych oczach, jakby pytał "Ale o co chodzi??? Kto to i co robi w naszym domu??"...
Teraz, po niemal dwóch tygodniach w domu jest naprawdę dobrze - pies korzysta z faktu, że 7/8 dnia spędzam w łóżku z Maleńką, przytula się do nóg i tak sobie drzemiemy... Na wspólnych spacerach jest grzeczniejszy niż zwykle, trzyma się ładnie powiększonego +1 "stada" i żadne głupoty mu nie w głowie... Widać nie tylko my trochę wydorośleliśmy przez to rodzicielstwo...:)

Lucynka, Lucyś, Cynka...

niedziela, 4 października 2015
Nasza!
Przyszła na świat w bardzo słoneczne wrześniowe popołudnie...
i nagle wszystko nabrało innych barw...


Pomału organizujemy sobie życie na nowo, poznajemy się wzajemnie...
Karmienie, zmiana pieluchy, spanie - tak mijają nam pierwsze dni w domu...


Zdjęcia, prace i teksty publikowane na tym blogu są chronione prawem autorskim. . Obsługiwane przez usługę Blogger.
Powrót na górę strony